Nietrafione algorytmy - czyli zapomnieć o zasadach
Nie,
nie chodzi o zasady moralne czy społeczne. Chociaż na ten temat też jest co
opowiadać…
Rzecz
jest dużo prostsza. I w zasadzie logiczna, jak tylko się o tym pomyśli. Ale
cywilizowany człowiek nie lubi myśleć, jest leniwy i wydaje mu się, że jest
pępkiem świata. A potem wychodzi na nieuka i ignoranta.
No
dobra. Ja wyszłam.
Cała
wiedza o porach roku, pogodzie, temperaturach, morzu, przyrodzie, wschodach i
zachodach słońca – jest do wyrzucenia. Wszystko co znałam z Europy, w dużej części
Brazylii po prostu nie ma zastosowania. Cały algorytm funkcjonowania przyrody
też. Won.
Zacznijmy
od pór roku. Tak, wiem, uczyli tego w szkole. Że równik, że słońce, że takie
tam. Ale jak człowiek siedzi na tyłku w tej małej, nie aż tak znowu zróżnicowanej
Europie… łatwo zapomnieć.
Że
gdzie indziej jest inaczej.
Że
zima jest wiosną, a wiosna zimą.
Albo,
że w ogóle ich nie ma, są tylko umowne.
Że
Zimna Północ jest na południu, a Gorące Południe na północy.
Zatem
lekcja pierwsza –jedna z najtrudniejszych, moim zdaniem - nauczyć się
odwrotności.
Gorąca
Północ i Mroźne Południe. Lato w styczniu, zima w sierpniu.
Ale
co to znaczy zima?
Przyleciałam
do Brasilii na koniec zimy. Ichniej
zimy. 30 parę stopni w ciągu dnia, 25 w nocy. Mój mózg wyhodował pierwszą myśl
opartą na europejskich założeniach.
Brasilia – stolica Brazylii. W wymowie w j. polskim różnicy nie ma
żadnej. Z czystego natręctwa więc, za każdym razem do opisania miasta
potrzebuję trzech słów. Brasilia, stolica Brazylii.
Nossa Senhora – Najświętsza
Panienka (dosł. Nasza Pani), bardzo często używane przez Portugalczyków i
Brazylijczyków jako wykrzyknik, coś jak nasze „O mój Boże!”. Tyle, że tam pana
Boga się nie fatyguje, wysłuchiwać tych wszystkich egzaltacji w Brazylii musi
kobieta.
Ale lato jest takie samo jak zima. Nie zmienia się nic. Wiosna, lato, jesień, zima. Nie zmienia się nic. Czasami popada. Czasami. Choć na pustyni to i z tym różnie bywa, a przecież Brasilia to środek niczego. Trochę czerwonego piachu, sztuczne jezioro. I upał. Skwar i lampa. Cały rok.
Bardziej
na północ w kierunku równika, w Recife (stan Pernambuco) i Salvadorze (stan
Bahia) koniec zimy temperaturowo wypada dość podobnie. W nocy dwadzieścia parę,
w ciągu dnia przynajmniej 30 coś. Raczej większe „coś”. Byłam przygotowana na
lato, ale nie na takie lato.
Moje
„letnie”, polskie ciuchy w żaden sposób nie sprawdzały się w brazylijskiej
zimie. Zapomnij o bawełnianych koszulkach czy spodenkach. Nawet tych
najcieńszych, najlżejszych. Plamy potu zdradzają obcokrajowca bardziej niż
strój kąpielowy.
Brazylijskie bikini to parę sznurków, pilnujących aby trzy niewielkie (średnia długość boku 5-8cm) trójkąty zakrywały strategiczne miejsca. Co ciekawe – topless w Brazylii jest niedozwolony i karany grzywną!
Brazylijskie bikini to parę sznurków, pilnujących aby trzy niewielkie (średnia długość boku 5-8cm) trójkąty zakrywały strategiczne miejsca. Co ciekawe – topless w Brazylii jest niedozwolony i karany grzywną!
Przyzwyczajony
do polskiego lata, mózg robi kalkulacje, że jeszcze długo będzie jasno. Bo
przecież ciepło, przecież słonecznie, przecież błękitne niebo. Wiadomo. Kilka
godzin nocy i o 4 rano znowu świt.
No
i znowu skucha.
Słońce
zachodzi codziennie o prawie tej samej godzinie. Przez cały rok. Godzina 18,
nastają mroki. Nie ma w Brazylii słonecznych, ciepłych wieczorów na tarasie. Są
wieczory, owszem, gorące, ale co najwyżej w blasku księżyca.
Rio de
Janeiro, 17:44. (Księżyc!)
Bałtyk
i Śródziemne też rozleniwiają. No bo co to za morze, taki Bałtyk? Co to za
otwarte wody, takie Śródziemne? Fale to może i owszem, ale przypływy i odpływy?
Żadne.
Spokojnie
leży sobie człowiek na plaży, umęczony całym dniem wybitnie męczącego
plażowania, kiedy to nagle (nie aż tak znowu zimna, ale jednak!) woda podmywa
mu stopy. Jak to tak???
A
tak to tak, ze względu na znaczne pływy, plaże zmieniają swoje rozmiary o dobre
kilka, kilkanaście metrów w głąb. Nagle z plaży zostaje tylko skraj urwiska,
którego jakimś cudem i z uporem maniaka trzymają się palmy.
Porto de
Galinhas, Pernambuco
Przyroda
też nie bardzo wie, co ma z tym wszystkim zrobić. Gorąco, pada, gorąco, nie
pada, gorąco, pada. Niektóre rośliny owocują cały rok, w zasadzie bez przerwy.
„Zimą”, Brazylijczycy nie są skazani na stare ziemniaki z piwnicy, czy słoiki
zrobione jesienią lub mrożonki. Nie, oni mają wszystko ciągle.
No,
nie wszystko. Ale świeże owoce i warzywa przeróżnego sortu można dostać u nich
na targu przez okrągły rok.
Okolice Mercado de Sao Jose, Recife
Dlatego
nie rozumieją jak mówię, że u nas nadejście wiosny zaczyna się wraz z nagłówkiem
„Bikini Body w 3 miesiące! Przygotuj się na lato!”.
A
co jak sezon bikini trwa cały rok? Cóż za okrucieństwo! Nie ma chwili
wytchnienia! Żadnej dyspensy, wymówki, że zima, że święta, że trzeba sadełko,
bo przecież mróz, śnieg i sen zimowy. Nie ma. Nic z tych rzeczy. Na Bikini Body
sezon jest cały rok.
Ale
presja jest zbyt duża i Brazylijczycy nie wytrzymują nerwowo. Z tego
wszystkiego rzucają się na mleko skondensowane i smażone w głębokim tłuszczu pastele, popijają wszystko
litrami piwska.
Bo
jak żyć, Pani Prezydent, jak żyć?
Pastele to coś na kształt
naszych „pasztecików”. Można je kupić prawie wszędzie i z prawie wszystkim.
Mięso, sery, warzywa, owoce morza – zapakowane w ciasto w kształcie dowolnym
(prostokąty, trójkąty, pierożki), a następnie usmażone. Tłuste, niezdrowe,
bardzo popularne.
Pastel /
Carne e queijo – mięsny i serowy. Po pierwszym
ugryzieniu i wygryzieniu dziurki, należy uzupełnić pastel jedyną w ciągu dnia
porcją warzyw – tj. pomidorów z cebulą. Warzywa dla Brazylijczyków, to coś co
przydarza się innym.
Komentarze
Prześlij komentarz