Gringo Święta
Gringo Święta muszą być inne. I Gringo Święta muszą skończyć się przynajmniej jedną małą i jedną dużą sprzeczką. Przynajmniej przez pierwsze kilka lat. Potem, liczę na to, że sytuacja się ustabilizuje.
Gringo Święta są inne bo są mixem. Są wynikową dwóch światów, a każdy z nich marzy o własnych Świętach, takich jak w dzieciństwie. Albo takich z seriali. Albo zupełnie nowych, które stworzymy wraz z nową własną tradycją. Ale póki co są zlepkiem dwóch zupełnie innych światów. W wersji polskiej będzie to (w porządku chronologicznym) totalne sprzątanie wszystkiego, choineczka, 2 doby w kuchni, i kilka minut przy stole wciągając tyle pierogów ile tylko się da. W wersji brazylijskiej...
No cóż, pamiętajmy, że w Brazylii w grudniu jest już pełnia lata i rozpoczynają się wakacje. Co robić kiedy jest ponad 30 stopni i mamy parę dni wolnego? Hmmm... Wielu z Brazylijczyków czmycha na plażę. A co za tym idzie Święta przestają mieć przy tym większe znaczenie. Brazylia jest oczywiście ogromna, ale w dużej większości (może poza południem, które jest zamieszkane głównie przez potomków imigrantów z Niemiec czy Polski), brazylijskie Boże Narodzenie w niczym nie przypomina polskiej pompy. Jest msza (dla tych którzy uczęszczają), a potem wigilijna kolacja z arroz com feijao (ryż z fasolą), czasami pieczonymi kasztanami czy indykiem. Często musi być też piwo i wino, zabawa trwa do rana, a w samo Boże Narodzenie leczy się kaca ;). Trochę z przymrużeniem oka, ale Brazylijczycy lubią głośno i hucznie świętować.
Choinek w Brazylii nie ma, przynajmniej tych prawdziwych. W wymyślaniu sztucznych wersji bożonarodzeniowego drzewka co roku próbują prześcignąć się wszyscy. W Rio de Janeiro np. pojawia się choinka na wodzie, która co roku rozbłyska przepięknym światłem na jeziorze w towarzystwie sztucznych ogni.
Gringo Święta są inne bo są mixem. Są wynikową dwóch światów, a każdy z nich marzy o własnych Świętach, takich jak w dzieciństwie. Albo takich z seriali. Albo zupełnie nowych, które stworzymy wraz z nową własną tradycją. Ale póki co są zlepkiem dwóch zupełnie innych światów. W wersji polskiej będzie to (w porządku chronologicznym) totalne sprzątanie wszystkiego, choineczka, 2 doby w kuchni, i kilka minut przy stole wciągając tyle pierogów ile tylko się da. W wersji brazylijskiej...
No cóż, pamiętajmy, że w Brazylii w grudniu jest już pełnia lata i rozpoczynają się wakacje. Co robić kiedy jest ponad 30 stopni i mamy parę dni wolnego? Hmmm... Wielu z Brazylijczyków czmycha na plażę. A co za tym idzie Święta przestają mieć przy tym większe znaczenie. Brazylia jest oczywiście ogromna, ale w dużej większości (może poza południem, które jest zamieszkane głównie przez potomków imigrantów z Niemiec czy Polski), brazylijskie Boże Narodzenie w niczym nie przypomina polskiej pompy. Jest msza (dla tych którzy uczęszczają), a potem wigilijna kolacja z arroz com feijao (ryż z fasolą), czasami pieczonymi kasztanami czy indykiem. Często musi być też piwo i wino, zabawa trwa do rana, a w samo Boże Narodzenie leczy się kaca ;). Trochę z przymrużeniem oka, ale Brazylijczycy lubią głośno i hucznie świętować.
Choinek w Brazylii nie ma, przynajmniej tych prawdziwych. W wymyślaniu sztucznych wersji bożonarodzeniowego drzewka co roku próbują prześcignąć się wszyscy. W Rio de Janeiro np. pojawia się choinka na wodzie, która co roku rozbłyska przepięknym światłem na jeziorze w towarzystwie sztucznych ogni.
My tu raczej za sztucznymi ogniami nie przepadamy, ani Mały Gringo, ani Pies Małego Gringa nie jest wielkim fanem wybuchów i hałasu.
Wracając do Świąt - te kilka dni musiało się skończyć kompromisem. Wigilijny stół musiał KONIECZNIE uginać się pod pierogami i karpiem (Pappa Gringo od ubiegłego roku upycha sobie łuski w portfelu), ale w tym roku na stole dołączyły także chlebki serowe (pao de queijo), brigadeirao (ciasto czekoladowe na bazie kremówki i mleka skondensowanego), estrogonofe de carne (wołowina w sosie pomidorowo -śmietanowym), a na stole obok wody i kompotu dumnie stanęła butelka Guarany. Ryżu z fasolą nie było, bo Pappa Gringo (!) nie lubi najbardziej tradycyjnego brazylijskiego posiłku. Także o.
Jeżeli chodzi o choinkę... Pappa Gringo oszalał na punkcie choinki. Obmyślił nowe sposoby na wieszanie łańcuchów, i zadbał aby lampeczki równo w rządkach opadały z góry do samego dołu. Przyciął ją też tak, żeby pomieściły się pod nią wszystkie cudne prezenty, bo Pappa Gringo rozkochał się w dawaniu prezentów (może aż za bardzo, ale przecież jest w Polsce, a w Polsce Święta są na "bogato").
Niepocieszenie oczywiście pojawia się, gdy nie ma na Święta śniegu. Nie po to Pappa Gringo wyjechał z ciepłych krajów, żeby na Gwiazdkę nie było białego puchu. No ale nie było. Poczuł się oszukany, ale zagoniono go do mycia lamp i drzwi, więc może zapomniał.
Małe i duże sprzeczki o paranoiczne sprzątanie oraz menu świąteczne zostały zapomniane, Pappa Gringo wytargował, że na Nowy Rok zrobimy wszystko bardziej brazylijsko niż polsko. Będzie mus z marakui i mus z limonek, Bobo de camarao (krewetki w gęstym sosie kokosowo-pomidorowym) oraz Frango Parmegiana (panierowany kurczak w sosie pomidorowym). Do tego jednak chyba zrobimy ryż. A fasolę... Fasolę może w przyszłym roku wraz z ryżem upakujemy do pierogów ;)
Szczęśliwego Nowego Roku! Feliz Ano Novo!
Komentarze
Prześlij komentarz