Zima okiem Pappy Gringa

Pappa Gringo spędził wiele wiosen, zim, jesieni i lat, patrząc na (nie)zmieniające się pory roku - zmieniały się z deszczowych na suche. W jego kalendarzu albo lało i było gorąco, albo było sucho i nie dało się oddychać. Bo było gorąco. Bywały dni, kiedy leżeliśmy plackiem od wschodu do zachodu słońca, ponieważ nie było żadnej możliwości przetrwania. Nie mówiąc o wyjściu na ulicę. Nawet z paraSOLem, przejście chociażby 10 m kończyło się totalnym zapoceniem i bólem głowy, i pewnie jakimś poparzeniem, jeżeli niedokładnie położyliśmy krem albo zakryliśmy ciało.
W takich warunkach przyszło nam przez kilka miesięcy hodować Małego Gringa, ale dołóżcie do tego poranne mdłości i opuchlizny. Hell yeah!

Dla ciekawych - tu Klimat Brasilii. Zerknijcie na diagram opadów :D

Bywało gorąco. Bywało naprawdę gorąco. W Brasilii wprawdzie jest jezioro (sztucznie utworzony zbiornik!), park krajobrazowy z basenem, czy parki miejskie z niewielkimi zbiornikami wodnymi, ale to nie zmienia sytuacji człowieka, który codziennie musi przebyć w takich warunkach drogę z domu do pracy, z powrotem, a potem jeszcze na zakupy i do knajpy (obowiązkowo!).



I z tej prażącej pustyni przenieśliśmy się grudniową porą w strefę klimatu umiarkowanie ciepłego, tj. na sam początek polskiej zimy. Pierwszy śnieg Pappy Gringa, pierwsza minusowa temperatura, pierwsze kalesony.

Martwiliśmy się o Pappę Gringa. Nie wiedzieliśmy co stanie się, kiedy dopadną go mrozy, śniegi i brak słońca. 

Na początku była ciekawość. Każdy śnieg był obfotografowany, oh-oh-any, piękny. Potem trochę mniej, kiedy okazało się, że trzeba odśnieżyć - samochód, schody, podjazd. Ale dało się zaradzić większości wyzwań. Druga para spodni, dobre buty i kurtka z polarem, ciepła czapka. Wyjścia z domu zaczęły nam zajmować przez to ubieranie się znacznie więcej czasu, ale wszystkiego trzeba się nauczyć. W końcu, w pełnym rynsztunku da się wyjść z domu, nawet na minus 10. Niestety nic, nawet 2 pary rękawiczek nie są w stanie ogrzać rąk Pappy Gringa. Ręce marzną. 

W domu odkryliśmy jednak pewną zależność. Pappa Gringo bez względu na pogodę za oknem po domu pogina w havaianas'ach (klasyki brazylijskiego obuwia!) i w t-shircie (lub bez). Jeżeli zrobi się chłodniej, z wielką chęcią rozpali w kominku (nieważne ile razy już to zrobił, każdy kolejny wiąże się ze szczerą, dziecięcą wręcz radością). Ewentualnie wypije herbatę imbirową. Czasami czarną, mocną kawę. Ale nie ma w domu miejsca na skarpety i swetry. Takie rzeczy to tylko na dwory. 

Pappa Gringo jeszcze nie odczuł spadku witaminy D, a może mu to nie przeszkadza. Może woli niedobory niż nadmiary. Mały Gringo powoli hartuje się w coraz niższych temperaturach, ostatnio nawet pierwszy płatek śniegu wylądował na jego pucułowatej buźce. Czy będzie wolał polską zimę od brazylijskiego wiecznego (suchego lub mokrego) lata? Obaczymy. 

Komentarz Pappy Gringa: 

Nienawidzę zamrożonych samochodów.
Nie lubię tych dodatkowych 20 min, które muszę dołożyć rano do wyjścia z domu, bo ubieranie się i odśnieżanie trwa całą wieczność, a ja i tak mam problem, żeby zdążyć na czas do pracy.
Uwielbiam śnieg, choć może zza okna, bo już odśnieżanie to nie dla mnie.
Jest mi przykro, że nie mogę zrobić bałwana, ale ręce mi przymarzają po 2 minutach.
Nie zamieniłbym się przenigdy z powrotem na lato w Brasilii. Wolę zimę.

Także teges. Na razie zostajemy. A przynajmniej próbujemy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Małżeństwo z Brazylijczykiem w Brazylii - procedury

Bezpieczna podróż po Brazylii

Moje wielkie brazylijskie wesele - Pousada Kumaki