Campinas
Lecąc do Sao
Paulo, możemy wylądować na jednym z trzech lotnisk. Guarulhos, Congonhas lub Viracopos.
Najdalej od miasta położone jest właśnie Viracopos, znajduje się ono bowiem w
pobliżu Campinas, które od SP dzieli jakieś 100km.
Podejrzewam,
że gdyby nie Raquel, nigdy bym do Campinas nie trafiła. Myślę, że nie
planowałabym też trafić. Sami mieszkańcy mówią „tu nic nie ma”. Inni
Brazylijczycy, gdy mówiłam, że byłam w Campinas, reagowali dość podobnie. „Po
co? Tam nic nie ma!” lub wariantowo „Czemu? Tam nic nie ma!”.
Pomimo
znacznej odległości, Campinas często jest nazywane sypialnią SP. Codziennie
rano, tysiące biznesmenów wsiada w onibus o 6 rano, żeby o 8.30 pić kawę w
biurze w SP. Codziennie po południu, spędzają kolejne 2h stojąc w korkach,
licząc naiwnie, że tym razem uda im się zdążyć na kolację o 19.
Panorama Campinas/ fot.
Raquel Martins
Campinas
jest niewielkie. Ma tylko trochę ponad milion mieszkańców, co w brazylijskiej
skali nie stanowi większego wyczynu. Jest… nijakie. Trochę brudne, trochę
szare, trochę smutne. Nie ma historycznie ciekawej starówki, cudów
architektury, czy muzeów, których nie można pominąć. Na pierwszy rzut oka,
można odnieść wrażenie, że najciekawszym punktem w mieście jest ogromna
świątynia Mormonów, wznosząca się na niewielkim wzgórzu na przedmieściach.
Nie ma więc
Chrystuska na skałach. Nie ma niekończących się plaż. Nie ma wiosek rybackich
czy rezerwatów dla żółwi. Może i nie. Ale…
Transport kolejowy pasażerski praktycznie w Brazylii nie istnieje. Umarł powolną śmiercią naturalną po prywatyzacji kolei na początku XXI wieku.
Jest park,
z plastikowymi rowerami wodnymi w kształcie łabędzi i wysoką na kilkanaście
metrów repliką statku (a la galera Pedro Alvares Cabral’a, odkrywcy Brazylii).
W ciągu dnia w parku tłumy biegaczy amatorów wyrabia kilometry. Po wysiłku,
uzupełniają płyny wodą ze świeżego, zielonego kokosa, zakupioną w jednej z
budek przy wejściu.
Samochody parkują panowie z obsługi. Stawiają je w
rzędach obok siebie, jeden za drugim, do maximum wykorzystując przestrzeń
placu. Nie ma przestrzeni do wyjazdu osobno dla każdego pojazdu, to byłoby
marnotrawstwo. Skutkuje to tym, że zanim uda nam się wydostać nasze auto zza 5
innych, trzeba najpierw te 5 przestawić. Przestawianie czasami odbywa się w
pośpiechu, stresie… ale jedna rysa w tą czy w tamtą…
Jest plac z
amfiteatrem, przy którym w weekendy odbywa się „feira hippie” (pchli targ).
Można na niej kupić absolutnie wszystko, od obrazów, przez korale i kolczyki,
do „caldo de cana”, czyli sok z
trzciny cukrowej. A za wszystko zapłacisz swoją kartą VISA… ponieważ każdy
najmniejszy stragan posiada terminal i nawet jak nie masz drobnych 3 Reali,
spokojnie możesz użyć plastiku.
Jest
knajpa, w której kucharz Portugalczyk przygotowuje „pasteis de nata”. Nie
nazwałabym tego restauracją. Wieczorami przy stolikach stojących wzdłuż ulicy
siedzą ludzie, popijając zimne piwo. Zanim jednak wypije się piwo – trzeba je
przecież otworzyć. Następuje więc istotny moment zrzucenia kapsla. A co dalej
dzieje się z kapslem? Hmm??? Kelner go zabiera? Wyrzuca do śmieci? Segreguje?
Ktoś go po prostu w końcu sprzątnie? Może w innej części świata. Otóż w
Campinas nie. Kapsel ląduje na jezdni, zaraz obok tysiąca innych, jeżeli nie
setek tysięcy, innych kapsli. Błyskawicznie wtapia się w miękki, rozgrzany
słońcem asfalt. Ulica w promieniu przynajmniej 5m mieni się kolorowymi,
połyskującymi, nieco wytartymi już cekinami.
Oryginalne portugalskie
ciastka nazywają się pasteis de Belem i są sprzedawane w dzielnicy Belem w
Lizbonie. Receptura od lat jest strzeżona ścisłą tajemnicą. Ich podróbki
nazywają się pasteis de nata, można je kupić w każdej pastelerii, jak i
supermarketach.
Jest też „agua
de Campinas”. Campinas jest jednym z najbardziej gey-friendly miast w
Brazylii. Jest cała masa gejowskich barów, odsetek homoseksualistów jak na
standardy brazylijskie jest dość wysoki. Trzeba uważać jak chodzi o odpowiedź
na pytanie: „Voce bebeu agua de
Campinas?” (Piłaś już wodę z Campinas?).
Oznacza to bowiem mniej więcej tyle co – „przeszłaś
na homoseksualizm”? Nie ma w tym jednak żadnych uprzedzeń czy poniżania. Lokalny
żart. Tyle. Brazylia jako kraj jest niezwykle otwarta, a środowiska LGBT mają
się tam raczej dobrze i bezpiecznie.
***
Jest też początek
przygody i nieznane. Jest dreszczyk emocji, szeroko otwarte oczy i pobudzone
zmysły.
Komentarze
Prześlij komentarz