Zanim...
Kto mnie
spotkał przed samym wyjazdem, ten wie, jak bardzo spanikowałam. Jak bardzo sama
przestraszyłam się tej podróży. Z różnych powodów. Bo będzie niebezpiecznie. Bo
będę sama. Bo nie znam kraju, kultury, zasad. Nie wiem nic. Nagle ogarnęło mnie
przerażenie i chęć wycofania się z tego irracjonalnego pomysłu.
Przyjaciółka
poradziła mi wtedy zerknąć do książki, czegoś w rodzaju poradnika dla kobiet
podróżujących po Azji „Jadę sobie” Marzeny Filipczak. Książki nie zdążyłam
przeczytać całej, ale te kilkanaście stron z poradami praktycznymi dotyczącymi
podróżowania połknęłam jednym tchem i wzięłam sobie do serca. I nagle poczułam się
lepiej. Bezpieczniej.
Podróż.
Tak, ktoś
to już kiedyś robił...
Nie, nie
porywam się na niemożliwe i niezbadane...
Jakoś to
będzie. Jakoś to będzie….
27/08/2014 Warszawa
Jeżeli coś może pójść źle – to
pójdzie. Mój misternie utkany, szczelnie zapełniony plan przygotowywania się do
podróży padł. Legł. Razem ze mną. Każda chwila, która miała być wyeksploatowana
do ostatniej milisekundy – została teraz ze mną. Sam na sam. Siedzi obok. Gapi
się z niedowierzaniem. Przecież miało być tak intensywnie???
Miały być spotkania, zakupy,
planowanie, romanse, praca, praca, praca. Miało być przeczesywanie Internetu,
sprawdzanie połączeń, rankingów, opinii. Miało być wykorzystanie do maximum
każdej wolnej chwili.
A jestem ja. Trochę pracy (ale tylko
na jednym etacie…). I nic więcej. Czas. Który i tak przeminie.
Ciało powiedziało „dość”. Spytało
ironicznie „Chciałabyś pracować w 3 miejscach? Chciałabyś biegać półmaratony?
Spełniać jakieś wymyślone marzenia o zaoceanicznych podróżach? Chciałabyś?”.
A ja odparłam - „chciałabym”.
Więc ciało się roześmiało. A raczej
rozkaszlało.
Nie będzie ostatnich szalonych nocy
płynących caipirinhą.
Nie będzie życiówek na 21 km (na ile km ten półmaraton?).
Nie będzie rozmów do białego rana z mniej lub bardziej przypadkowymi amantami.
Caipirinha – brazylijski
drink na bazie limonki, cukru trzcinowego, kruszonego lodu i cachaçy. W Polsce
i w Brazylii dostępny też w wersji „caipiroska” lub „caipivodka”, gdzie zamiast
cachaçy używa się wódki. W Brazylii caipirinhę pija się też z innymi owocami,
np. kiwi, ananasem, truskawkami.
Caipirinha/ frutas vermelhas
– maliny i truskawki oraz klasyk- limonka
Będzie imbir, ciepłe skarpety i
deszcz. I niemoc.
Zamiast ekscytować się, podniecać –
popadam w strach i otępienie. Chcę i nie chcę. Marzę i boję się.
Mam przed sobą perspektywę ponad
miesięcznej samotnej podróży. Tymczasem mam wrażenie, że ostatnio zupełnie
zapomniałam jak być sama. Odwykłam od swojego towarzystwa. Szum, zgiełk, ciągle
coś. Sama siebie, kawałek po kawałku, zagłuszałam, zaniedbywałam, odsuwałam
dalej i głębiej. Patrzę na siebie teraz i nie wierzę. Jak mogłam pozwolić sobie
odejść tak daleko?
Banał, ale chciałabym się odnaleźć
podczas tej podróży. Chcę siedzieć sama na plaży w Rio, cieszyć się każdą
chwilą, każdym widokiem, doświadczeniem, smakiem. Pozamykać w głowie sprawy,
które wymagają zamknięcia. Pootwierać tematy, które wciąż odkładam na bok. I czuć, jak z każdym kolejnym młodym,
świeżym, zielonym kokosem, moja krew staje się bardziej i bardziej kokosowa.
28/08/2014 Warszawa
Suweniry. Temat rzeka. Coś we mnie
krzyczy, że muszę zabrać na drugi koniec świata coś polskiego.
Tak jakby nic polskiego na końcu
świata nigdy nie było.
Ptasie mleczko już znają, Raquel
najadła się go podczas pobytu w Europie.
Wódka też już była. Ale jak tu jechać bez wódki??? Nie. Przecież nie wypada.
Raquel jest jedną z
głównych inspiracji do tej podróży. Brazylijka, która przyjechała do Europy na
studia. Poznałyśmy się w Portugalii, podczas mojego Erasmusa. Do dzisiaj tak
naprawdę nie umiem wytłumaczyć jak się zaprzyjaźniłyśmy. Ja, na początku roku
akademickiego, nie mówiłam jeszcze po portugalsku. Ona – ledwo parę słów po
angielsku. Teoretycznie więc – nie miałyśmy się zupełnie jak dogadać. A jednak.
Stało się.
A w kwestii ptasiego mleczka... Najadła to dużo
powiedziane, ale polscy absztyfikanci uznawali ptasie mleczko za idealny wyraz
swoich uczuć. A że absztyfikantów było niemało…
Tres doidas/ Ja, Raquel
i Sonsoles. Polka, Brazylijka i Hiszpanka.
Zakupiłam 3 małe Soplice, w tym
orzechową, i pudełko kukułek w Krakowskim Kredensie. Ale zestaw jest niepełny.
Czuję, że czegoś brakuje. Bez magnesików na lodówkę nie mam co wyruszać.
Zmniejszyłam wszystkie możliwe
limity na koncie i kartach. Zakupiłam ubezpieczenie podróżne. I z przygotowań
do podróży na dziś to by było na tyle. Posmarowałam się Vick VapoRub’em i liczę
na cud.
Komentarze
Prześlij komentarz