Warszawa -> Wrocław -> Malaga



Moją podróż rozpoczęłam w Warszawie. Zanim dotarłam do Brazylii, spędziłam noc włócząc się po wrocławskich barach i dwa dni smażąc się na hiszpańskiej plaży, w hiszpańskim słońcu. Zapomniałam jak potrafi przypiec. Pogoda we Wrocławiu na koniec sierpnia – jakieś 8 stopni Celsjusza, deszcz i wiatr. Pogoda w Maladze – tysiąc stopni, błękitne niebo, parę zagubionych chmurek i bardzo, ale to bardzo odczuwalny brak wiatru. Można się zapomnieć, jeżeli świat zmienia się tak bardzo w tak krótkim czasie.  Oczywiście, że pamiętałam o kremie. Oczywiście. Ale to był krem na polskie słońce i polską plażę. Kompletnie bezsilny wobec hiszpańskiego słońca.



02/09/2014 Malaga

Głupia rzecz. Niewielka. Kilka skrawków materiału.
Góra od bikini.

Ile radości potrafi dać krótkie topless na obcej ziemi. Jakie niezwykłe poczucie wolności. Kompletne nielogiczne wrażenie wyzwolenia. Bo co to za szczególne osiągnięcie, móc pokazać cycki. Zwłaszcza obok całej masy innych kobiet pokazujących cycki.

A jednak…

Może ktoś patrzy. Może nie patrzy nikt. Ale w mojej głowię małe chochliki wesoło podskakują krzycząc „Szalejesz dziewczyno!!!”.

Faktycznie, istne szaleństwo…

***

Powietrze tuż ponad płaszczyzną szarego piasku delikatnie faluje i rozmazuje dalsze plany. Po kilku chwilach skóra błyskawiczne pokrywa się warstwą potu. Po 10 minutach pot płynie już równym, nieprzerwanym strumieniem. W tym skwarze pojawia się dość trudna zagadka do rozwiązania. Jak wejść do wody, mając przy sobie dokumenty, pieniądze, klucze?

No dobrze. Da się zrobić. Wystarczy podejść wody (słonej!!! Tak bardzo słonej!!!), zostawić rzeczy obok innej samotnej dziewczyny z cyckami na wierzchu, co daje być może i złudne, ale jednak, poczucie bezpieczeństwa. Szybka kąpiel, powrót. Wymiana. Teraz do wody wskakuje dziewczyna w czarnych kąpielówkach (pół-bikini?). Siedzi na brzegu pośród irytująco wpijających się w ciało małych kamyków. Patrzy w horyzont, przeczesuje palcami mokry piasek. Myśli zapewne coś w rodzaju „jak to dobrze, że ta dziewczyna z cyckami na wierzchu siedzi obok mojego ręcznika. Wreszcie na spokojnie mogę posiedzieć w wodzie”.

Piasek jest wszędzie. W każdym zakamarku mojego ciała, ręcznika, plecaka. Nawet długopis sprawia wrażenie napchanego małymi granulkami.

Moja skóra, co chwilę schładzana w morzu szybko wysycha w palącym słońcu.

AAAAGUAAAAA COCA COLAAAAA FANTA CERVEZAAAAAAA!!!!
AAAAGUAAAAA COCA COLAAAAA FANTA CERVEZAAAAAAA!!!!

Zaraz za wędrownym sprzedawcą wszystkiego, na plaży pojawiają się dwie kobiety. Ta starsza, w pełnym zakryciu, czymś na kształt burkini, rozgląda się nerwowo. Za nią biegnie kilkunastoletnia dziewczynka, w żółtym stroju kąpielowym. Idą wzdłuż plaży krzycząc na przemian jedno słowo. ŁAZAN. Imię chłopca? Dziewczynki? Krzyki powoli przechodzą w piski.

Mija dobre pół godziny, kiedy kobiety wracają. We trójkę. Ta w burkini trzyma za rękę dziewczynkę w wieku może 8 lat. Idą wzdłuż brzegu, uśmiechnięte, z widoczną na twarzy ulgą i zanikającym powoli przerażeniem.

Kompletnie zapomniałam jak okrutne jest hiszpańskie słońce. Wpija się w skórę, powoli gotując każdy jej zakamarek. Następnie grillując, przypiekając, smażąc. Ciepło, gorąco, błogo. Tak łatwo ulec, tak łatwo się zagubić, zapomnieć, zatracić. Nie pamiętać o konsekwencjach. Ale za tą słodycz jest cena. Już wiem, że przyjdzie mi zapłacić.

***

Czuję się obserwowana. Siedzę w tzw. common roomie w hostelu. Obok mnie stoi stół do bilarda, po lewej stronie kuchnia pełna cudów i lodówka pełna piwa. Wszystko jest przynajmniej „second-hand”, o ile nie „third” czy nawet „fourth”. Są chłopaki w dredach, są też w słomkowych kapeluszach. Jest gitara i naprawdę psychodeliczna muzyka. Przed chwilą typ siedzący naprzeciwko mnie, zwyczajnie i bez zażenowania skręcił sobie blanta.
W przedziwny sposób jest tu też totalnie lekko. Nic nie muszę. Mogę siedzieć w ciut podartych, przybrudzonych spodenkach, mając przed sobą połówkę arbuza, którego wyjadam łyżką. Uśmiecham się do ludzi, oni uśmiechają się do mnie. Wszyscy mają raczej 30+ niż 20 lat. Kurczowo starają trzymać się młodości i wolności. Przy blantach, piwie i bilardzie. Ewentualnie arbuzie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Małżeństwo z Brazylijczykiem w Brazylii - procedury

Bezpieczna podróż po Brazylii

Moje wielkie brazylijskie wesele - Pousada Kumaki