Malaga -> Sao Paulo



Bilety do Brazylii kupiłam, bo były śmiesznie tanie. Iberia wystartowała z promocją, dzięki której przelot Malaga/Madrid/ São Paulo i São Paulo/Madrid/Paris kosztował łącznie trochę ponad 1000zł. Nie zastanawiałam się. Owszem, po zsumowaniu kosztów wszystkich dodatkowych przelotów i noclegów spokojnie doszłam do 2000zł za samą podróż. Ale to nadal niewiele w porównaniu ze standardową ceną, która na tej trasie wynosi jakieś 3500zł.

W ramach tej promocji do Brazylii poleciało też kilku innych Polaków. Nie wiem na czym to polega, ale z jakiegoś powodu Polaka/ Polkę zawsze łatwo rozpoznać w tłumie. Spotkaliśmy się na lotnisku w Maladze. Razem biegliśmy w Madrycie na samolot do São Paulo, bo lot z Malagi był sporo opóźniony. Razem staliśmy w kolejce po wizę w São Paulo. A potem każde popłynęło w swoją stronę.
 
7 rano 03/09/2014 Malaga, lotnisko

Prawie pusty terminal.
Ja i mój kaszel.

Niczym w filmie. 2 siedzenia obok siada dziewczyna. Krótkie jasne włosy, rozmiar około 46. Paszport?
Najprawdopodobniej polski.
Kaszlę. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego jej to nie odstrasza.
Samotność każe jej lgnąć do drugiego człowieka?
Irytuje mnie jej obecność. To jak nerwowo przebiera palcami albo przesuwa ręką po sznurkach od plecaka. Irytują mnie jej ramiona, uda, dźwięk skrzypiącej pod nią ławki.
Dlaczego tu? Dlaczego ja?

Oczy mi się kleją. Noc przed podróżą to zawsze katorga. Rzucanie się na łóżku, analizowanie rzeczy już dawno nie nadających się do analizowania. Mózg nagle przypomina sobie o sprawach, które dawno przestały być istotne.


Wstała. Poszła. Przez sekundę nawet zatęskniłam.
Dlaczego poszła?

***

Od 3h lecimy. Jeszcze tylko 7.

Samolot jest ogromny. Ponad 50 rzędów, w każdym po 8 siedzeń. Na każdym siedzisku przygotowana podusia i kocyk.

Niedługo po starcie stewardessy zaczęły roznosić jedzenie. Po raz pierwszy od wieków miałam w ustach znowu bacalhau. Niespecjalnie wybitne, ale jednak bacalhau.
Stewardessa zawsze kojarzy mi się z hostessą. Młodą, urodziwą dziewczyną. I rzeczywiście, większość linii lotniczych stawia na śliczne, energiczne dwudziestolatki. Iberia NIE. Średnia wieku stewardów i stewardess to jakieś 50 lat. Bardzo mnie tym urzekli. Profesjonalizm ponad słodki uśmiech.
Bacalhau- po polsku sztokfisz. Suszony, solony dorsz, idealny w dalekie, morskie podróże. Portugalczycy kochają bacalhau miłością bezgraniczną. Mówi się, że znają przynajmniej 365 sposobów na jego przyrządzenie.

Tęskniłam za bacalhau, nawet sobie tego nie uświadamiając. Są takie rzeczy, jedzenie, picie, zapachy, które momentalnie przenoszą mnie do Portugalii. Do czasów Erasmusa. Do czasów kiedy głównym zadaniem było brać z życia jak najwięcej. Czerpać do utraty tchu. Totalnej wolności i odkryć. Język, kultura, ludzie. Wszystko nowe, wszystko zaskakujące. Podlane słodkim i mocnym vinho do porto.

Saudade. Portugalskie słowo, którego właściwie nie da się jednoznacznie przetłumaczyć. Niby tęsknota, ale i radość. Niby melancholia, ale i pożądanie. Niepokój, brak, pustka, szczęście, miłość, samotność. I cała gama innych słów czy uczuć, z których każde jedynie odrobinę przybliża do tego, czym rzeczywiście jest saudade.

Saudade za Portugalią jest we mnie teraz, kiedy na pokładzie hiszpańskiego samolotu, lecąc do brazylijskiej ziemi, wyjadam ostatni kawałek przed chwilą odgrzanego dorsza.

***

1h 8 min do końca lotu. Wyświetlacz na siedzeniu przede mną podaje co do minuty czas, który dzieli nas od lądowania w São Paulo Guarulhos.

To niezwykłe, jak bez sensu boimy się pewnych rzeczy. Zwłaszcza tych, które i tak przyjdą, a nie mamy na nie wpływu.
Pierwszy tak długi lot w moim życiu. Wyobrażanie sobie jak to będzie. Nerwy, Reisefieber, stres.
Po co? Życie i tak zweryfikuje wszystkie wyobrażenia i wszystkie przygotowania. W efekcie okaże się jak zwykle, że na nic nie jesteśmy tak naprawdę gotowi. Że liczy się reakcja, improwizacja.

Czeka mnie odbiór bagażu, którego może z nami nawet nie być.Wymiana pieniędzy na brazylijskie Real’e. Poszukiwanie terminalu ônibus’u, który zabierze mnie do Campinas, do Raquel.
Portugalczycy wsiadają w „autocarro”, Brazylijczycy  w „ônibus”

How hard can this be???

Jak bardzo brazylijska rzeczywistość może różnić się od ciepłej, bezpiecznej, europejskiej? Może i Hiszpanie dość swobodnie podchodzą do oznakowywania ulic, ale żaden to wyczyn odnaleźć się w średniej wielkości europejskim mieście. Urbanistyka wszędzie podobna, nawet jeżeli miasto ma trochę afrykańskich wpływów. Wtedy wkrada się w nie odrobina chaosu, ale cała reszta wydaje się być znajoma, czytelna i rozpoznawalna. Byłeś w Hiszpanii, Niemczech i Polsce? To tak jakbyś już widział całą Europę.

Brazylia. Nowy Świat pełen nowych rozwiązań? Czy Nowy Świat z kompleksem Starego, udający coś czym nie jest?

***
Jak niesamowicie trudnym logistycznie przedsięwzięciem musi być taki lot. Pasażer i jego bagaż. Przez 10h trzeba w takiego człowieka wpakować tlen, jedzenie i picie. A potem odebrać efekty tego pakowania. Na to wszystko potrzeba miejsca i aparatury. Awaria najmniejszego elementu z systemu, mogłaby zatruć życie na całe 10h. A 10h może trwać naprawdę długo…

***

0:48 Remaining time

Czasami pojawia mi się pustka w głowie. Patrzę bez świadomości w jakiś punkt, bez punktu myślowego zaczepienia. Aż nagle coś wyrywa mnie z tego słodkiego otępienia. Jak np. ta mucha, która bez wizy i paszportu, zabrała się z nami w lot IBE6821. Lecąc rano za słodkim zapachem ciasteczek owsianych zupełnie nie spodziewała się, że wyląduje na drugim końcu świata. Gdzie nie zna żadnej innej muchy. Gdzie muchy mogą być zupełnie inne i mówić w zupełnie innym muszym języku.
I co?
I nic. Mucha się nie martwi. Nie wie, że czeka ją przygoda życia. Że pozna mnóstwo nowych much i tylko od niej zależy jak jej z tymi muchami będzie. Zaprzyjaźni się? Znajdzie miłość muszego, krótkiego życia? Czy nowe muchy pokażą jej nowy, wspaniały świat?

***

W drodze. Cały czas 3 września. Niekończący się dzień. W Europie już czwartek. Ja nadal w trasie.
Zastanawiałam się, ile „portugalskiego czekania” znajdę w Brazylii. W Portugalii czeka się zawsze, czeka się na wszystko, czeka się z radością. Taki narodowy sport. Spóźnienie jest na porządku dziennym. Umawiając się ze znajomymi na 21, mogę spokojnie założyć, że przed 22 ich nie będzie. O ile w ogóle przyjdą, bo to też nie jest oczywiste. Nie jest też dla nich oczywiste, że w takiej sytuacji należy o tym poinformować kogokolwiek. Autobusy mają swoje „horário”, rozkład jazdy podane w w widełkach, bo przecież nigdy tak naprawdę nie wiadomo. A może w ogóle nie przyjedzie?

Pierwsze doświadczenie na lotnisku w SP - czekanie. 2h kolejka po pieczątkę.

Zupełnie zapomniałam jak irytujące są granice. Państwa, które na każdego patrzą podejrzliwie, każąc tłumaczyć się na granicy. Po co, na jak długo, w jakim celu.
Europa pod tym względem doszczętnie nas rozpieszcza. Kocham Schengen.

Bagaż oczywiście został w Madrycie. Oczywiście.

***

Podsumowując? Od 19h jestem w podróży. Nie mam ciuchów, prezentów, nic. Cała akcja logistyczna, do której ostatecznie nie doszło – wzięłaby teraz w łeb. A tak? Jadę do Campinas z małym szkolnym plecakiem. Nie mam nic, więc nie mam nic czym mogłabym się martwić.

Jadę sobie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Małżeństwo z Brazylijczykiem w Brazylii - procedury

Bezpieczna podróż po Brazylii

Moje wielkie brazylijskie wesele - Pousada Kumaki